Kancelaria Adwokacka
Adriana Szczęśniak-Majcher
Jeżeli myślicie, że nie da się porównać tych dwóch artystów, to w sumie macie rację. Chodzi jednak o to, że nie zamierzam porównywać ich samych, a ich, że tak powiem, emanacje czy sposoby przeniesienia do popkultury XXI wieku.
Najpierw kilka faktów. Zestawienie, którego planuję dokonać, będzie dotyczyło dwóch spektakli, z których jeden, Botticelli w reż. Pawła Świątka, miał premierę w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie 20 stycznia 2023 roku, zaś drugi, Opera za trzy grosze w reż. Ersana Mondtaga, miał premierę 3 lutego tego samego roku w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Bliskość tych premier nie oznacza, bynajmniej, że oba spektakle zobaczyłam w tym samym czasie i z tego właśnie powodu skojarzyły się w mojej wyobraźni. Otóż Operę widziałam tuż po premierze, natomiast Botticellego – dopiero wczoraj.
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że trudno znaleźć pole do porównań pomiędzy tymi dwoma spektaklami, a nawet można byłoby stwierdzić, że więcej ich dzieli niż łączy. A jednak.
W drodze na wczorajszy spektakl, przypomniała mi się, ni mniej, ni więcej, tylko Opera za trzy grosze, a dokładnie, jak bardzo byłam pod wrażeniem tego spektaklu – jego oryginalności, popisu wyobraźni i aktorskich wykonań songów. Jednocześnie jednak, ze zdziwieniem odkryłam, że nie mam ochoty kolejny raz pójść na ten spektakl. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego i przypomniałam sobie włączonych do obsady Performerów – kto był ten wie, o czym mówię. Na samo w zasadzie wspomnienie zrobiło mi się słabo, bo wróciło do mnie nieszczególne wrażenie, które odczuwałam za każdym razem, kiedy wchodzili na scenę.
Najzwyczajniej w świecie, to uczucie nie było z rodzaju tych, do których chciałabym wracać, i obawiam się, że może skutecznie zniechęcić mnie do wielokrotnego oglądania tego spektaklu, chociaż, poza tą jedną, ma on wszystkie cechy, których oczekuję od bardzo dobrego spektaklu.
Zadałam sobie pytanie, czy jestem jedyną osobą, która ma takie odczucia, czy może jest nas więcej. A, jeżeli jest nas więcej, to która grupa jest liczniejsza – ta, która udział Performerów ocenia pozytywnie, czy ta, do której zaliczyłabym siebie.
Przede wszystkim, muszę powiedzieć, że byłam już na Operze dwukrotnie. Po pierwszym razie, byłam ogromną entuzjastką tego spektaklu i nic nie przyćmiewało mojej ogromnej radości z możliwości jego obejrzenia. Szybko wybrałam się więc powtórnie i, co mną wstrząsnęło, okazało się, że całkowicie wymazałam z pamięci Performerów, byłam zdziwiona, kiedy sobie przypomniałam, że faktycznie, za pierwszym razem też był ten wątek, bo dla mnie nie istniał.
Jestem wielką fanką teatru, w tym Starego Teatru w Krakowie w szczególności, a jednak to jest totalnie nie moja bajka. Zastanowiłam się nad funkcją tego zabiegu, czy ma wstrząsnąć publicznością, a zwłaszcza tą jej częścią, którą trudniej jest poruszyć, zainteresować tym, co dzieje się na scenie, żeby nie przysypiali i żeby spektakl głębiej zapadł im w pamięć? Na pewno jest wiele rozsądnych i wartościowych uzasadnień dla takiego urozmaicenia akcji, ale wątpię, żeby mnie przekonały.
Warto zauważyć, że są też widzowie, jak na przykład ja, którzy są w stanie przejąć się i docenić rzeczywistość sceniczną, bez tego rodzaju zabiegów. Tacy widzowie mogą odczuć już nawet nie niesmak, ale wręcz fizycznie odczuwalną przykrość, z powodu obserwowania na scenie takiego wirusa psującego i spektakl, i jednocześnie przyjemność jego odbioru. Czy jest to cel autorów spektaklu? Czy naprawdę za mało jest okropności w programach informacyjnych i trzeba jeszcze oglądać tę dosłowność w teatrze? Czy naprawdę nie ma bardziej artystycznych środków przekazu?
Ponieważ na drugiej szali położyłam Botticellego, wypada, abym teraz uzasadniła ten wybór. Otóż okazuje się, że ten spektakl nie jest dozwolony, podobnie jak Opera za trzy grosze, dla widzów poniżej 18 lat (ciekawe, kto to sprawdza i jak). Pewnie chcielibyście wiedzieć, dlaczego? w końcu to chyba ma być spektakl o sztuce, zaś w sztuce jest, owszem, dużo golasów, ale przecież obrazy czy rzeźby nie są zastrzeżone tylko dla widzów pełnoletnich.
Kanwą spektaklu jest relacja modelki, która miała być według sztuki pierwowzorem Wenus, na obrazie Narodziny Wenus. Na scenie znajduje się nawet podest i muszla, na tle której miało odbywać się pozowanie. Nagość dotyczy tu głównie jej ciała. Natomiast, dla widzów niepełnoletnich nieodpowiednia może być też tematyka, dotycząca relacji homoseksualnych pomiędzy artystą a jego pomocnikiem Leonardem. Podkreślić warto, że na uwagę zasługiwały ciekawe stroje, będące połączeniem strojów historycznych i queerowych. Całość przypomina raczej farsę, a temat jest traktowany lekko, chociaż problematyka wydawałaby się poważna.
Generalnie oceniam ten spektakl znacznie niżej niż Operę (w gruncie rzeczy przypominał coś na kształt jasełkowych przebieranek, bo w istocie nieomal tylko mimika i strój dawały widzom poznać, kim jest dana postać, a prawda psychologiczna, no może z małym wyjątkiem dla postaci tytułowej oraz Lorenza, miejscami, równała się zero). Cóż, może to jest i tak krok na przód, jeżeli chodzi o aktorstwo w spektaklach Teatru Słowackiego – do tej pory były tak koturnowo poważne i bez śladu interpretacji, że aż zęby zgrzytały, gdy się na to patrzyło. W sumie, nic nie przeżyłam na tym spektaklu, było mi, jak i zapewne znakomitej większości publiczności, totalnie obojętne, czy Sandro traci kochanka, czy musi spalić swoje dzieła i porzucić radość tworzenia. Nic mnie to nie obeszło, jakby był dla mnie i dla świata totalnie anonimową postacią, a nie uznanym artystą, malarzem, geniuszem, który stworzył dzieła wzbudzające ogólny zachwyt po dziś dzień (dla przykładu niech posłuży obraz załączony do posta).
*****
Taki jest morał tej piosenki, że źle użyta w spektaklu nagość, może raczej zniechęcić do teatru i wyrządzić mu niedźwiedzią przysługę. Dawno już minął czas, kiedy nagość w teatrze szokowała, teraz raczej nudzi tym bardziej, im bardziej jest nachalna i brudna. Czy ma to symbolizować umartwianie i katusze zadawane ciału za nadmiar uciech i dlatego mamy teraz patrzeć na cierpienia tych ciał? Odniesienia do wojny nie usprawiedliwiają zwłaszcza obojętności innych postaci wobec ich uprzedmiotowienia.
Z drugiej strony, dobre, miłe, naturalne, adekwatne i usprawiedliwione rozwojem akcji umieszczenie nagości (nawet fragmentarycznej) może spowodować pozytywne skojarzenia ze spektaklem, ba! nawet z teatrem, nie mówiąc już o podziwie dla aktorki, która tak zaprezentowała swoją nagość, że z całą pewnością, może być z siebie dumna. Kiedy kobieta reprezentuje na scenie inne kobiety, ważne jest, żeby mogła pokazać siebie tak, jak to czuje, bo ten obraz pójdzie w świat, do mężczyzn, do społeczeństwa, więc nie może być skrzywiony tak zwaną wizją artystyczną, która często jest grubo oderwana od rzeczywistości. Dodatkowo widać, że żadne granice nie zostały tu przekroczone, co z całą pewnością zasługuje na uznanie.
Kancelaria Adwokacka
Adriana Szczęśniak - Majcher
ul. św. Wawrzyńca 39/5
31-052 Kraków
Zdjęcia: Piotr WERNER, Adriana Szczęśniak-Majcher, Barbara Bogacka
Copyright ©Adriana Szczęśniak-Majcher Kancelaria Adwokacka -Design by Adriana Szczęśniak-Majcher
Strona www stworzona w kreatorze WebWave.